środa, 10 października 2018

White power.


Coś musiało się podziać z moim mózgiem,  do tego stopnia, ze stan zdziwienia nie opuszcza mnie do teraz. Że to, co kiedyś było oczywiste, dziś zachwyca.
Jak bardzo jesteśmy zniszczeni, uzależnieni, uwięzieni?
Czy zdajemy sobie z tego sprawę?
I co to ma wspólnego z Jackiem White?





09 października, roku pańskiego 2018, warszawski Torwar gości prawdziwą Osobowość.
Osobowość silną jak monster trucki z Detroit, energetyczną, powalającą, hipnotyzującą, totalną,
a do tego ciepłą jak piec kaflowy.
I wszyscy wiedzą, że mr. White jest najprawdziwszym scenicznym zwierzęciem, czystą radością tworzenia, rockmanem do kości, kometą, czarodziejem, zaklinaczem, cholerną falą tsunami.
Dla takiej Osobowości skłonić swoich fanów do skupienia się na muzyce to, wydawałoby się, betka.
      Ten koncert zapamiętam na długo, być może na zawsze.
Bo była fala dźwięku i płynąca ze sceny moc. I była energia. I były ciary i wzruszenie i kawał dobrej rockowej roboty.  A wszystko to ze skupieniem, jakie należne jest Artyście, dźwiękom, światłu.
I okazuje się, że bardzo prosto to osiągnąć. Wystarczy cofnąć się w czasie do lat wczesnych 2000. Albo... 
Albo powiedzieć chętnym do uczestniczenia w wydarzeniu przeżuwaczom popkultury, żeby zostawili swoje (not so)smartphony w domu, lub, dla cięższych przypadków uzależniania, w ołowianym pokrowcu bez możliwości używania.
I serce rosło, bo hala, pełna była ludzi patrzących  n a   s c e n ę. Biednych ludzi, samotnych, odciętych, medialnie wykluczonych, odartych z fejsika, ze snapa, z instastory. Bez smsów do mamy i chatów z koleżanką. Bez foci! Mój borze szumiący. Ci biedni ludzie, z rękami podniesionymi w rytm muzyki, zasłuchani, bez świecącej nad głowami masy niebieskich ekraników, b a w i l i  się  na koncercie. Byli   t a m  i tylko tam. Niesamowite to było.
I nawet jeśli pomysł Jacka niczego nas nie nauczy, to dzięki niemu mieliśmy tę krótką możliwość kontaktu z rzeczywistością.
Może Artysta chciał coś nam pokazać? Coś uświadomić A może zadbał tylko o dobrą zabawę, nas wszystkich, tam, przez te 2 godziny? Nie wiem. Ale udało mu się cofnąć nas w czasie. a to już coś :P




PS. Dwieście lat dla Theresy.





zdjęcie pochodzi ze strony CoJestGrane - Wyborcza