Po 35 latach nic nie stracił z zajebistości, zyskał nawet, na estetyce. I wcale tu nie mówię o pysiu Ryana Goslinga, choć warto byłoby poświęcić mu osobny wpis, tym jego półuśmiechom, błękitnym spojrzeniom i stoickim minom. Ma Kanadyjczyk charyzmę! Idealnie się na następcę Deckarda nadaje, bo ekspresję sceniczną, pardon, ekranową, ma jakby skrojoną do roli replikanta.
A dzieło? DZIEŁO! Jak to u Villeneuve'a głębię ma i zadaje pytania. I nawet szwagier w kasie, znaczy Scott co popełnił prometeusza, nie zaszkodził.
Estetycznie, wizualnie, dźwiękowo, muzycznie, stylizacyjnie - majstersztyk. Nawet scenariusz ma, aż dziw bierze we współczesnym świecie.
Co prawda, scenariusz może Dziełu zaszkodzić, bo jak twierdzą mądrzy ludzie, widowisko się nie zwróci, jeśli widz musi na nim myśleć. Dlatego >szwagier w kasie< zadbał o łopatologię, ale nie czepiajmy się. Odrobina łopatologii jeszcze nikogo nie zabiła... staram się to sobie powtarzać, ilekroć bohaterowie wychylają się z ekranu i tłumaczą to, co właśnie zobaczyliśmy... po pięć razy...aaargh! Nie, naprawdę, nie jest tak źle... Przynajmniej zachowali suspens.
A jeśli idzie o całokształt, całokształtem film się broni. Bo to nie jest jakiś tam tępy remake, nie jest to też plastikowy, wydmuszkowy sequel. To jest pełnokrwiste, wyraziste, zapierające dech w piersi studium natury człowieka. I w niczym Poprzednikowi z 1982r. nie ustępuje. Ani głębią pytań, ani mnogością możliwych odpowiedzi.
Replikanci są jeszcze bardziej ludzcy, niż ludzie będą kiedykolwiek mieli szansę być. Bo, co to znaczy "być człowiekiem"? Doceniać cud? Nawet ten najmniejszy, jak płatek śniegu na dłoni, jak krople deszczu na skórze, możliwość kochania i bycia kochanym, małe przejawy wolności?
A co to jest być wolnym? I ile tej wolności jest w nas? I czy ta wolność nie jest przypadkiem samotnością?
A jeśli jesteśmy tak samotni, że nawet nasze wspomnienia nie są już czymś na czym możemy się oprzeć. To, co nam pozostaje? Dokąd idziemy? I czy w ogóle gdzieś?
Możliwość i chęć zadawania pytań jest tym, co czyni człowieka człowiekiem.
Wydawało by się, że i pytania oklepane i rozwiązania same się nasuwają, ale nic nie jest przecież proste. Filozofia dla ubogich? Niekoniecznie.
Bo historia opowiedziana jest przez pełnokrwiste, wielowymiarowe postaci, niemal każdy kradnie tu czas ekranowy dla swojego własnego snu o elektrycznych owcach. Może z wyjątkiem pani od "rebelii". Ale "rebelia" już tak ma, że zawsze musi być pompatyczna i wiuchać wyświechtanym sztandarem. Przywykłszy, przebolawszy, pójdźmy dalej.
Obyśmy jednak nie przeszli w sequel sequela, albo inny prequel, czy spin-off. Bo przecież my, widzowie, papkożercy, koniecznie musimy zobaczyć, jak tego Deckarda programowali, nie?
Aż chciało by się zanucić - "I'm only human, after all" .
Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
Blade Runner 2049.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz