Dawno dawno temu, w dalekim kraju zwanym Anglią pewien profesor, filolog i lingwista, stworzył historię świata równoległego. Pisał ją długo i rzetelnie, uzupełniając o szczegóły, dopieszczając jego historię, geografię i mitologię. Zapełniał swój świat bohaterami, elfami, krasnoludami, małymi i dużymi ludźmi, entami, orkami. Dobrem i Złem. Zapomniał jednak o drobnym szczególe - powieść to nie kronika, a postacie żeby dawać pozory życia, muszą być z krwi i kości, nie tylko z papieru. Jednym słowem, origami Profesora było piękne i nad wyraz kunsztowne, ale martwe i suche jak fajkowe ziele.
Całe szczęście w 2001 roku naszej ery, 46 lat po pierwszej publikacji LotR, stało się coś czego Profesor, ani nawet Sauron, czy sam Pierścień nie przewidział. Na ekrany wszedł Film. Pierwszy z trzech.
Najlepszy z trzech.
A potem dane nam było zobaczyć wersję directors cut i teraz już nie ma innej. Nie może być.
W kinie widziałam "Drużynę Pierścienia" jakieś 10 w porywach do 12 razy - crazy as it seems, ale Ten Film właściwie powinno się oglądać tylko tak. Minęło 11 lat. Na bogów, brzmi to przerażająco, ale jest faktem.
I przez te 11 lat "Drużyna Pierścienia" nie postarzała się nawet o dzień. Siedząc w kinowym fotelu wtedy
i siedząc dziś, jestem tak samo w ów fotel wgnieciona. Tak samo ściska mnie w gardle, a sceny z Morii,
z Hobbitonu, z Orthanku są tak samo epickie (epiczne, epiforyczne i epitetów się domagające) jak wtedy. Bohaterowie? Dobrani wręcz idealnie, no kto teraz wyobrazi sobie że Legolas, że Gimli, że Gandalf mogliby wyglądać inaczej? Nie mogliby, kropka. Plenery? бозе мой! I nawet sekwencje z użyciem słynnego oprogramowania massive nie rażą, nie śmierdzą tekturą - tak się dzieje, gdy wszystko jest dopracowane w najdrobniejszym szczególe i twórca nie liczy na to, że jakoś to będzie, tylko robi "na maxa". Taka praca broni się choćby i po dekadzie.
Od lat wiadomo, że LOTR to Trylogia kultowa, że Jackson odwalił kawał świetnej roboty przy tym arcydziele. I można się czepiać, można narzekać, można psioczyć. Ale przyznać trzeba, że Peter Jackson tchnął w szeleszczące papierem postaci Wielkiego Profesora życie i chwała mu za to po wsze czasy.
A "Władek" był jest i będzie filmem świetnym, że strawestuję nieco Gandalfa witającego się z Bilbem na progu Bag End:
- Good to see you! Eleven years old — who would believe it? You haven't aged a day!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz