Ludzie to jednak dziwne są. Nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do głowy, jak się zachowa i dlaczego. Dorośli, wydawałoby się zrównoważeni i dojrzali osobnicy mają czasem takie spojrzenie na świat i otaczającą rzeczywistość, że strach się bać.
Leżąc sobie na kocyku, w samym środku niczego, w podwarszawskim lesie mieszanym, istota ludzka może zastanawiać się nad wieloma rzeczami.
Czytałam ostatnio jak to wolontariusze znieśli z tatrzańskich szlaków 4,5 tony śmieci. Jak te śmieci tam trafiły? Właśnie tego, mój przeżarty tic-tacami mózg nie jest w stanie pojąć. Czyży zrobili TO wielbiciele górskich wędrówek, ci którzy idą szlakiem dla widoków, kontaktu z naturą i piękna gór?
Niestety, tacy to głodni urody Tatr wędrowcy, co niosą w swoich plecaczkach z wolfskina tony słodyczy, butelki napełnione napojem, kanapeczki misternie zawinięte przez żonkę w sreberko. Waży to trochę, oczywiście, ale pozwala zachować energię i wspaniałe samopoczucie. Wiadomo człowiek głodny, to zły, najedzony człowiek jest szczęśliwy. (celowo nie piszę Polak, choć takie zachowania drażnią najbardziej w społeczeństwach typu "Polaki") . A jak człowiek już zje to co niesie, to opakowanie sru w krzaki. I idzie dalej rozkoszować się pięknem przyrody.
A ja sobie leżę pod sosenką w miejscu gdzie człowiek nie dociera bo po co, nie ma tu przecież nic ciekawego, tylko te drzewa, trawa, kwiotki i mrówki, ale ja lubię oglądać przyrodę - zboczona jestem, lubię iść przez las i patrzeć na zielone. Anyway, tak sobie leżę i zastanawiam nad problemami czysto abstrakcyjnymi, jak choćby nad tym, czy nie jest czasem tak, że jeśli było w plecaczku z wolfganga miejsce na pełną butelkę coli, to na pustą też się znajdzie? Że jeśli dźwigałeś człowieku pod górę sześć puszek browara, to opróżnione w trakcie męczącej wędrówki aluminium nie będzie ci ciążyć tak bardzo? Ale może to ja mam coś nie tak pod czerepem i nie jest dla mnie do pojęcia jak można działać na szkodę samemu sobie. Pal licho innych, ale nie po to łażę cholera po górach, polach i ugorach, nosząc dumne miano "turysty" żeby przyglądać się śmieciom, tylko przyrodzie.
A może nie? Może wcale nie o widoki i naturę tu chodzi? Może ci wszyscy "turyści" co zadeptują szklaki robią to jedynie z potrzeby kontaktu z grupą, określenia siebie, przez przynależność do grona "turysta", do czaso-okresu "wakacje'? Możliwe. I wtedy należałoby chyba zamknąć dziób, wziąć na plecy worek i pozbierać pozostałości po "grupie kontrolnej".
Jeśli przeszkadza mi syf w lasach, górach i równinach to wszak mój problem i tylko ja mogę sobie z nim poradzić, prawda?
Ale z drugiej strony na targu w Będzinie sprzedają wiatrówki i naboje...
Ty, Ty, Ty się nie denerwuj bo złość piękności szkodzi:)
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam że targ w Będziniu oferuje różne atrakcje, ale że aż takie cudeńka tak mają to nieźle!
A wracając do tematu śmieci, to jak to mówią, głową muru nie przebijesz :( jak rodzice nie nauczą dzieciaka, a potem w szkole nie uświadomią to lipa będzie...
U nas to ani świadomości seksualnej ni ma, a już o ekologicznej to całkiem zapomnij!!!
Mnie też to zawsze w górach wnerwia, ze pełno śmieci się wala, a tłumaczenie że "przecież kosza nie było" jest z dupy... Jakby te śliczne szlaki wyglądały zapełnione koszami:) Tam trzeba z naturą obcować, a nie cywilizację wprowadzać :P
A fakt faktem, jak pod górę ktoś wniósł pełny plecak, to w dół już prawie pusty bo tylko ze śmieciami, powinien z radością tachać!
amen. W Waszych zatem rękach i umysłach rodzice jest edukacja posiadanych bachorków - chyba że chcecie żeby edukacją ekologiczno seksualną zajęła się ciocia tusia. Nie obiecuję że dziecko nie będzie się potem jąkać, ale wyedukowane będzie na 100% :D
Usuńswoich gimnazjalistów tresuję w miarę skutecznie - cześć już odkręca butelki przed wyrzuceniem do kosza :)))
To wcale nie takie proste. Bo nie koniecznie schodząc z góry ma się pusty plecak.
OdpowiedzUsuńJak się idzie w góry to trzeba mieć cel (znam wielu takich ;) ).
A co jest lepszym celem od schroniska w którym można zatankować na szlaku?
Więc idzie taki "turysta" osiągając swój cel niespiesznie, ładując akumulatory na każdym postoju. Energia spada więc balastu trzeba się pozbyć bo każdy gram się liczy. Gramy to jeszcze można spalić :) ale rzeczy nie palne porzuca.
Jak już dochodzi do upragnionego wodopoju. Napełnia plecak biedaczyna ponownie po brzegi. A z powrotem droga trudniejsza (jak powszechnie wiadomo wchodzenie to ta najłatwiejsza część), przystanków robi się więcej a energii coraz mniej, znowu ładuje akumulatory a żeby oszczędzić kolana pozbywa się rzeczy ale tych zbędnych - nie nadających się do spożycia.
I gdzie tu wina "Turysty"? Że dba o zdrowie? Nawadnia organizm, odciąża stawy. A może to opakowania są za ciężkie i za duże?
A tak na poważnie, to nie tylko wina "Turystów", a mentalności ludzi i ogólnego przyzwolenia. A żeby zmienić podejście ludzi there is a way. I amerykanie wiedzą o tym najlepiej. W USA jadąc po highwayach i innych wayach widywałem przy drodze znaki informujące o dotkliwych karach za wyrzucanie śmieci przy drodze. Znaki były opatrzone numerem telefonu aby każdy uczciwy obywatel mógł powiadomić (w naszym kraju wolimy słowa takie jak donieść, podkablować..) władze o popełnieniu przestępstwa. Z kolei w Amerykańskich parkach narodowych stawiania znaków nie było potrzeby, wystarczył zapis w regulaminie.
I może właśnie u nas by się przydał taki regulamin, dotyczący także wielu innych aspektów życia.. Bo ja mam wrażenie, że jedyny możliwy sposób to: na początek długi i mocny bat, a potem może po paru / parunastu latach już tylko bacik ;)
Jędruś, od dziś będziesz miał chyba nową ksywkę: "Testowy" :D
OdpowiedzUsuń